Artykuły

Tajemnice kowarskiego uranu

Historia miasta z kopalniami pod specjalnym nadzorem

Nie mieliśmy czym oddychać, a musieliśmy wejść tam pierwsi, bo zawsze po odstrzale pierwszy wchodził ślusarz i elektryk. Naszym zadaniem było oświetlić to miejsce. Było pełno gryzącego dymu i kurzu. Do wentylacji montowaliśmy lutniociąg. To taka rura do tłoczenia powietrza, albo wyciągania pyłów i dymów kopalnianych. Dopiero po strzelaniu, jak weszli górnicy i zaczęli wiercić w urobionym już urobku, to dało się w miarę oddychać, bo zaczął działać lutniociąg. A my jak wychodziliśmy z tego przodka, to czuliśmy ból w płucach i kaszleliśmy. Nie mieliśmy żadnych masek ani ubrań ochronnych. Na początku, to w ogóle niczego nie było. Górnicy wiertarkami wiercili z barku. Wiercili w uranie i skale. Na oko nie szło rozróżnić, co było skałą, a co rudą uranu. Wtedy pyliło się najwięcej i na górnika leciało non stop – wspomina pracę na przodku  górniczym jeden z górników Kowarskich Kopalń.

Wszystko zaczęło się jeszcze w 1926 r. Podczas pogłębiania szybu w kopalni "Bergfreiheit" w Kowarach, gdzie niemieccy górnicy odkryli rudę uranu. W tamtych czasach nie posiadała ona praktycznie żadnej wartości, dlatego początkowo wywożono ją wraz ze skałą płonną na hałdy. Dopiero w latach 1936 - 1939 sprzedawano ją zakładom badawczym w Oranienburgu oraz zakładom Stahlwerk Mark A.G. w Hamburgu.

Trudno też jednoznacznie stwierdzić, czy kowarski uran wykorzystany był przez Niemcy do prowadzenia eksperymentów nuklearnych w czasie drugiej wojny światowej. Niektóre informacje i raporty z okresu ogólnoświatowego konfliktu zbrojnego wiele na to wskazują.

W kwietniu 1945r. przed wkroczeniem Armii Radzieckiej do Berlina, Ósmej Armia Powietrznej Stanów Zjednoczonych dokonała nalotu dywanowego, niszcząc zakłady Aurela. Zrzucono na nią ponad 1500 ton bomb. To miało opóźnić Rosjanom pracę nad projektem atomowym. Nie przeszkodziło to jednak, aby w 1945 r. przeszukać zniszczony zakład. Rosjanie znaleźli w nim kilkadziesiąt kilogramów wzbogaconego metodą dyfuzyjną uranu U235 oraz dokumentację miejsc, z którego pochodził. Wszystko wskazywało na kopalnię „Bergfreiheit” w mieście Schmiedeberg na Dolnym Śląsku, oraz kopalnię „Adler” w pobliskim Kupferbergu – dzisiejszej Miedziance.

U schyłku wojny w 1945 r. Niemcy zdążyli całkowicie zalać kowarską kopalnię „Bergfreiheit” wodą. Planowano również wysadzić instalację naziemną. Po wkroczeniu Armii Radzieckiej ocalałe maszyny zostały zdemontowane, a kopalnia przekazana stronie polskiej. Polacy szybko odbudowali kopalnię i już w sierpniu 1945 r., wydobyto z niej dwieście ton rudy żelaza. Rok później kopalnię odwodniono do poziomu 475 m, przy okazji znajdując rudę uranu. Informacje te trafiały do Ministerstwa Przemysłu Handlu, a następnie do GPU - oficjalnie Państwowy Zarząd Polityczny przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W wyniku tego w 1946 r., wydano rozporządzenie o wysłaniu do Polski czterdziestu inżynierów radzieckich z wydziału atomistyki Uniwersytetu im. Kurczatowa w Moskwie.

Badania przeprowadzono tym razem na terenie całych Sudetów. Pobrano wówczas ponad półtora miliona próbek, na podstawie których oszacowano ilość występowania złoża, wykopywano rowy emanacyjne, badano roślinność, skały i wodę z potoków górskich.

8 marca 1947 r., Ławrientij Beria przedstawił Stalinowi propozycję utworzenia przedsiębiorstwa, które mogłoby się zająć wydobyciem i poszukiwaniem rudy uranu na terenie Polski. Zarząd miał się składać z radzieckich ekspertów. Także stanowiska dyrektorskie, kierownicze, techniczne i geologiczne zajmować mieli Rosjanie. Stalin zaakceptował projekt 19 marca 1947 r. Negocjacje z Polakami trwały kilka miesięcy. 8 sierpnia 1947 r. ostatecznie przedstawiono projekt porozumienia Stalinowi. Umowa z Polską miała być zawarta na okres dziesięciu lat z możliwością zmian po pięciu latach. Podpisano ją 15 września 1947 r. Ruda uranu w całości miała być dostarczana do Związku Radzieckiego. Cenę sprzedaży ustalono po kosztach wydobycia plus gwarantowane 10% premii. Wyposażenie kopalń pokrywał Związek Radziecki, a po wygaśnięciu umowy miało ono pozostać w rękach Polski.

1 stycznia 1948 r. powstaje w Kowarach przedsiębiorstwo państwowe „Kuźnieckijie Rudniki” („Kowarskie Kopalnie”). Trzy lata później nazwa zostaje zmieniona na Zakłady Przemysłowe o kryptonimie R-1, w skrócie ZPR-1. Nieoficjalnie wydobycie uranu miało ruszyć jeszcze we wrześniu 1947 r. tuż po podpisaniu umowy z Rosjanami.

Centralna Dyrekcja kopalń uranu znajdowała się na terenie kopalni rud żelaza „Wolność” w Kowarach. Gdy w 1948 r kopalnię tę przejęli Rosjanie, w całym rejonie zastosowano nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. W miasteczku utworzono specjalne placówki UB i NKWD. W Kowarach przy ulicy Wiejskiej stacjonował Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego składający się ze stu żołnierzy. Na ulicach i przy drogach wjazdowych ustawiono posterunki wojskowe. Na wjazd lub wyjazd z miasta potrzebne były specjalne przepustki. Gości należało zameldować natychmiast po ich przybyciu a każdego przyjezdnego dokładnie kontrolowano. W urzędzie miejskim  nikt – przynajmniej teoretycznie – o żadnej kopalni uranu nic nie wiedział. Każdy nowo zatrudniony musiał też podpisać klauzulę poufności.

Zakłady Przemysłowe R-1 w Kowarach, miały własny posterunek Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego współpracujący z placówką KGB, własny komitet PZPR (aby nazwiska i liczba członków partii nie trafiły poza teren zakładów), nawet własną przychodnię przyzakładową i szpital (aby nikt nie poznał przyczyn chorób i zgonów tutejszych górników). Tuż po wojnie wszystkie kierownicze stanowiska do sztygara włącznie zajmowali Rosjanie, jednak dyrektorem Zakładów był zawsze Polak. Produkcja objęta była ścisłą tajemnicą. W przypadku jakichkolwiek podejrzeń na wartowni w miejsce kart pracy wkładano zawiadomienie, aby w ciągu 24 godzin opuścić miasto. Szczegółowo kontrolowano robotników przy końcu każdej zmiany. Praca w kopalniach utajniona była do tego stopnia, że górnicy pracujący w kopalniach w Miedziance, na paskach do wypłaty mieli wpisane miejsce zatrudnienia w papierni w Janowicach Wielkich.

Rudę Uranu w latach 1948 – 1951 transportowano zasłoniętych plandekami ciężarówkami pod osłoną nocy przez Kowary, Jelenią Górę do Legnicy na lotnisko wojskowe, skąd transportem lotniczym ruda uranu trafiała do ZSRR. Według relacji świadków na ciężarówce transportującej pod osłoną nocy rudę uranu siedział żołnierz w polskim mundurze z karabinem maszynowym, a w szoferce kierowca z pistoletem maszynowym. W czasie transportowania rudy uranu bezpośrednio z kopalni dochodziło też do wielu wypadków komunikacyjnych. Przeładowanym często ciężarówką paliły się hamulce, a te pod wpływem ciężaru staczały się ze stromych podjazdów i ulegały zniszczeniu.

Większość z górników pracujących w kopalniach uranu podejmowała pracę z własnej nieprzymuszonej woli. Byli to ochotnicy przyjeżdżający licznie z Górnego Śląska i z Zagłębia Częstochowskiego, oraz młodzież ze Służby Polsce. Przyciągała ich wizja dużych zarobków, często kilka razy wyższych niż w innych kopalniach, czy fabrykach. W połowie lat 50-tych płaca na poziomie dziesięciu, a nawet dwudziestu tysięcy złotych nie były tu niczym szczególnym.

Nieprawdą jest także, że górnicy nie wiedzieli, co wydobywają. Tego faktu nie dało się ukryć. Przy zatrudnianiu górników nie informowano jednak o zagrożeniach wynikających z charakteru pracy. Lekarze zalecali tylko, aby jeść dużo nabiału i pić mleko. O promieniowaniu nikt nawet nie wspomniał. Zwykle jednak już po trzech, najwyżej pięciu latach zaczynali chorować, po czym szybko umierali. Akty zgonu stwierdzały wtedy pylicę, pylico – krzemicę i inne choroby zawodowe górników.

W początkowym okresie działalności (1948-1956) w polskich kopalniach uranu panowały tragiczne warunki pracy. Kierujący nimi Rosjanie zachowywali się jak drapieżni kapitaliści. Koszty eksploatacji ograniczali do minimum. Nie dbano o zabezpieczenia ani zdrowie i życie ludzi, nie prowadzili nawet kontroli skażenia. Liczył się tylko uran. Pracowano na trzy zmiany, również w niedziele i święta, a nawet w Boże Narodzenie.

Jednym z największych zagrożeń dla górników był promieniotwórczy radon, który nieustannie przenikał ze skał do wyrobisk kopalnianych. Gaz ten gromadził się szczególnie w ślepych odgałęzieniach wyrobisk. Źródłem radonu były również wody kopalniane. Gubiące było to, że radon jest gazem bezwonnym i bez smaku.

Inne poważne zagrożenie stanowiły promieniotwórcze pyły. Największe zapylenie powstawało przy urabianiu i mechanicznym ładowaniu rudy. Pod ziemią używano ładunków wybuchowych, wentylacja była fatalna, a wilgotność dochodziła do 95 proc. Taki wilgotny pył osiadający na płucach często powodował ich zwapnienie. Pylica zbierała wśród górników największe żniwo.

Skażenie powietrza i wody kopalnianej oraz zapylenie kilkunastokrotnie przekraczało wtedy wszelkie dopuszczalne normy (na urządzeniach pomiarowych często brakowało skali). Aby zmniejszyć szkodliwość pracy podjęto zatem decyzję o modernizacji kopalń. Przenikanie radonu z nieeksploatowanych części kopalni ograniczono zamykając wszystkie stare wyrobiska tamami. W celu zmniejszenia zapylenia wprowadzono zraszanie urobku wodą. Bezwzględnie zabroniono również wiercenia otworów strzałowych na sucho.

Czarni baronowie

Za sprawą tajnego rozkazu „008” wydanego 1 lutego 1951 r. przez Marszałka Polski i ZSRR, Konstantego Rokossowskiego, funkcjonował w Polsce represyjny system wojskowych batalionów pracy, do których kierowano przymusowo do pracy w kopalniach, kamieniołomach, zakładach pozyskiwania i wzbogacania rud uranowych. Przez wojskowe bataliony pracy, przeszło około 96 tys. żołnierzy, z czego około 3 tys. żołnierzy zatrudnionych przy wydobywaniu i wzbogacaniu uranu i około 20 tys. żołnierzy pracujących w hutach i innych zakładach przemysłu ciężkiego.

Do batalionów pracy trafiali synowie przedwojennych wojskowych m.in. wojskowych i policjantów, członkowie organizacji niepodległościowych, synowie bogatszych gospodarzy oraz osoby "niepewne narodowościowo i politycznie". Młodych mężczyzn kierowano między innymi do pracy w kopalniach uranu w ramach zastępczej służby wojskowej, gdzie wykonywali katorżniczą pracę, którą wielu przypłaciło życiem. Nazywano ich „czarnymi baronami”. Zamiast wojskowych stopni, na pagonach nosili czarne naszywki.

Na terenie Kowar w latach 1949 – 1951 działały dwa bataliony pracy. Zakwaterowano ich w dawnej filii obozu koncentracyjnego Gross Rosen w Kamiennej Górze, a do Kowar przywożono w pokrytych plandeką ciężarówkach, aby nie znali położenia kopalń. Kowarskie bataliony pracy po dwóch latach zostały rozformowane ze względu na małą wydajność i brak doświadczenia w pracy górniczej.

Z relacji świadków w batalionach pracy najdłużej służyli ci, którzy zaczęli w 1949 r. - 39 miesięcy, zaś w późniejszym okresie nie zdarzyło się, by ktoś służył krócej niż 27 – 28 miesięcy. Wśród żołnierzy było bardzo dużo wypadków, także śmiertelnych. Nikt z pracujących nie miał ani odpowiednich kwalifikacji, ani przygotowania.

Tych, którzy żyją jest niewielu. Przeważnie, to starsi schorowani ludzie. Ich losy w późniejszych latach też były bardzo trudne. Nie mogli znaleźć pracy, ciągle się czegoś bali, cierpieli na urazy i choroby psychiczne. Temat żołnierzy-górników był w czasie PRL objęty cenzurą. Ponieważ nie byli nigdzie odnotowani, często nie mieli prawa do świadczeń emerytalnych i rentowych.

Życie poza kopalniami

Kwitło za to życie w centrum Kowar i powyżej zabytkowej starówki na osiedlu górniczym, gdzie mieszkania dostawali przodownicy pracy, zasłużeni i dygnitarze. Oprócz budynków mieszkalnych zbudowano tu dom kultury, przed wejściem którego ustawiono na granitowych postumentach dwóch górników z piaskowca, dzierżących w rękach górnicze wiertarki. Zbudowano szkołę, która funkcjonuje do dziś, żłobek, hotel robotniczy i basen. Były sklepy, place zabaw, boisko i zielone skwery z kolorowymi ławkami. Wszystko utrzymane w nowoczesnym na tamte czasy, socrealistycznym stylu.

Po drugiej stronie Kowar w dzielnicy Wojków wybudowano osiedle dla inżynierów radzieckich. Tam też polscy górnicy chodzili na zakupy.

Sklepy dla Rosjan były lepiej wyposażone. Z Rosjanami można się było „dogadać” i zdobyć, to czego brakowało w polskich sklepach. U Rosjan było przede wszystkim taniej. Można było kupić kompot wiśniowy w słoiku, który był towarem deficytowym. W polskich sklepach same słoiki sprzedawano po pięć złotych. U Rosjan z kompotem były za złotówkę. Nie tylko dla słoików warto się było dogadać, ale i innych towarów, których było więcej. Nawet z Jeleniej Góry potrafili przyjeżdżać do Kowar po pomarańcze – opowiada jeden z mieszkańców Kowar.

Inhalatorium radonowe

Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku powstała koncepcja wykorzystania starych wyrobisk kopalni uranu „Podgórze” do zorganizowania podziemnego ośrodka przystosowanego do leczenia inhalacjami radonowymi.

Warunki mikroklimatyczne Kowar, były od lat bardzo korzystne dla lecznictwa uzdrowiskowego. Dodatkowo włączenie do lecznictwa, jako jedynej w kraju i jednej z pięciu na świecie sztolni z inhalatorium radonowym miało jeszcze bardziej podnieść walory uzdrowiska.

Prace adaptacyjne w sztolni 19a Kopalni Podgórze przeprowadzono w latach 1972 – 1974. Zespół inhalatoryjny składał się z dwóch komór zabiegowych, pomieszczenia dla personelu, sanitariatów oraz komory technicznej.

Pierwszych stu dwudziestu kuracjuszy inhalatorium przyjęło w 1974 r. Wyniki leczenia były rewelacyjne. Leczenie pacjentów w wymagało jednak serii pobytów w komorze inhalacyjnej. Dalsze doświadczalne zabiegi przeprowadzone w latach 1974-1975 wykazały skuteczność działania terapii radonowej. Nie stwierdzono przypadków działania ubocznego. Od 1976 r. prowadzono już systematyczne leczenie w okresach 24 dniowych po 60 osób jednorazowo. Większość kuracjuszy stanowili goście dewizowi. Świetność inhalatorium nie trwała jednak długo. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku z powodu kryzysu polityczno-gospodarczego zabrakło funduszy na utrzymanie sztolni i inhalatorium, co wkrótce doprowadziło do katastrofy. W obrębie pętli objazdowej zarwała się obudowa szybu łącząca sztolnię z niższymi poziomami kopalni, z których czerpano radon. W wyniku tego placówka musiała zawiesić swoją działalność, a z czasem uległa ona całkowitej dewastacji.

Dopiero w 2011 r. przeprowadzono pierwsze prace adaptacyjne przed otworzeniem drugiej, podziemnej trasy turystycznej Kopalnia Podgórze. Podziemna trasa turystyczna utrzymana jest w klimacie industrialnym. Zainstalowano w niej kilkanaście ekspozycji poświęconych historii wydobycia uranu, zgromadzono między innymi największą w Polsce, podziemną kolekcję szkła uranowego, a dawny szyb górniczy jest najgłębszym nurkowiskiem w kraju. Obiekt jest monitorowany radiologicznie i nie zagraża bezpieczeństwu przebywających w nim turystów i przewodników.

Sudeckie zagłębie uranowe

W latach 1948 – 1973, do czasu likwidacji Zakładów Przemysłowych R-1 z polski do Związku Radzieckiego z Polski wyjechało około 720 ton czystego uranu. Nie wiadomo jaką jefgo część przeznaczono do wykorzystania w celach militarnych.  Według umowy z 1947 r. w ponad 85% eksploatowano złoża o zawartości rudy 0,2%. Niemal 95% wydobytego surowca pochodziło z pięciu obszarów na Dolnym Śląsku, z Kopalnia „Wolność” i „Podgórze” w Kowarach, kopalni w Miedziance i Radoniowie niedaleko Gryfowa Śląskiego oraz Lubania, a także Kopalni „Kopaliny” w okolicach Kłodzka.  

Podczas prac poszukiwawczych odkryto ponad 140 miejsc występowania okruszcowania uranowego, ale zaledwie 18 miejsc uznano za złoże nadające się do eksploatacji.

Przemysł wydobywania eksportowania zarówno rudy uranu, jak przetworzonego koncentratu podlegał procesom utajnienia i zaangażowania odpowiednich służb do zabezpieczania zakładów. Mimo to oficjalnie nie udało się potwierdzić na terenie Polski sowieckiej bezpieki. Z całą pewnością nie funkcjonowała ona w sposób jawny. Nie da się jednak wykluczyć jej obecności w naszym kraju.

O losach polskiego uranu zaważyły przede wszystkim uwarunkowania zewnętrzne, takie jak wyścig zbrojeń, zimna wojna i sowieckie zapotrzebowanie na uran.

W samych Sudetach Zachodnich wciąż można spotkać otwarte wloty szybów górniczych, sztolni i hałd pokopalnianych, gdzie wciąż występują pierwiastki promieniotwórcze. Kontrowersyjne było także sprzedawanie kruszywa z hałd pokopalnianych do celów budowlanych nawet przy stawianiu domów mieszkalnych.

Trudno jednoznacznie określić ilu górników zmarło w wyniku pracy w kopalniach rudy uranu. Dokumenty odtajniono na początku lat dziewięćdziesiątych. Dopiero wówczas żyjący jeszcze górnicy mogli starać się o odszkodowania wyniku utraty zdrowia, choć i tak nie każdemu się to udało. Sprawy dotyczące odszkodowań dużo wcześniej miały swój finał na ławach sądowych, ale do dnia dzisiejszego nielicznym udało się uzyskać odszkodowania za pracę w kopalniach uranu.

Owiany tajemnicami temat wydobycia uranu na obszarze Sudetów do dziś budzi wielkie zainteresowanie. Narosło wokół niego wiele mitów i półprawd. Szczegółowe badania w tym zakresie prowadzi Instytut Pamięci Narodowej. Już w XXI wieku ukazały się niezwykle ważne wydawnictwa, poświęcone temu zagadnieniu autorstwa dr hab. Roberta Klementowskiego, prof. Uniwersytetu Wrocławskiego – Atomowa tajemnica Sudetów (Jelenia Góra 2016, monografia popularnonaukowa), oraz W cieniu sudeckiego uranu. Kopalnictwo uranu w Polsce w latach 1948 – 1973 (Wrocław 2010).

Jarosław Szczyżowski

 

Free Joomla templates by Ltheme